święci

Św. Maksymilian Kolbe
Ewa Czumakow

Przyczyny, dla których Niepokalanów stał się znaczącym sanktuarium, tkwią zapewne w łatwości dojazdu z Warszawy i położeniu na trasie do innych sanktuariów. Gdy w 1927 r. o. Maksymilian Kolbe prosił księcia Druckiego-Lubeckiego, żeby ofiarował teren pod budowę klasztoru-wydawnictwa, bral pod uwagę bliskość kolei ze względu na transport czasopism i książek. Nie było tu ani znanych objawień, ani nie ma relikwii. Pielgrzymów przyciągają więc postaci założyciela klasztoru i tak bardzo czczonej przez niego Maryi Niepokalanej.

O. Kolbe żył ideą oddania się i zawierzenia Matce Bożej, był bowiem przekonany, że przez Nią najłatwiej jest zdobywać dusze dla Jezusa. Szukał więc sposobów, jak do realizacji pragnienia, które go rozpierało, pozyskiwać ludzi. Jego wizja apostolatu była na owe czasy, zwłaszcza w zakonie o wiekowych tradycjach, bardzo nowatorska. Założył wydawnictwo, zbudował drukarnię i zaczął wydawanie prasy na niespotykaną dotąd skalę. Łączny nakład niepokalanowskich czasopism przekraczał milion egzemplarzy. Zdarzało się, że sam „Rycerz Niepokalanej" (który, jak podaje jego obecny redaktor naczelny o. Sławomir Gajda, teraz wychodzi w 220. tysiącach egzemplarzy) rozchodził się w ponad milionowym nakładzie! W 1939 r. Niepokalanów miał już własną radiostację. Wybuch wojny przerwał jej nadawanie, podobnie jak wstrzymał budowę lotniska do kolportażu prasy.

Pierwotnie o. Kolbe nawet nie zamierzał budować kościoła, miała wystarczyć wzniesiona przez samych braci kaplica mówi o. gwardian Mariusz Paczóski, oprowadzając mnie po klasztorze. Do dziś znajduje się przed nią pierwsza figura Maryi Niepokalanej, która stanęła jeszcze w szczerym polu w sierpniu 1927 r. Gdy 11 listopada tegoż roku o. Kolbe odprawił w kaplicy pierwszą Mszę, jeszcze nie było podłogi. Na starej fotografii widać, jak bracia stali na udeptanej glinie. Dobudowana w 1929 r. druga część kaplicy po wojnie mieściła wystawę o ojcu Maksymilianie.

Dwie korony

„Matka Boża ukazała mi się, trzymając dwie korony. Pójdź za mną powiedziała." Ze swojego widzenia Maksymilian zwierzył się tylko matce. To było w Pabianicach, gdzie jako mały chłopak ujrzał Najświętszą Maryję Pannę wskazującą na korony: białą i czerwoną. Którą wybierasz? spytała. Odrzekł: Obydwie. Zawsze był maksymalistą komentuje o. Gwardian. I rzeczywiście otrzymał „dwie korony": uświęcił się poprzez apostolstwo i męczeństwo. Beatyfikowany był jako wyznawca, a kanonizowany jako męczennik.

Najważniejszym rysem duchowości o. Maksymiliana jako prawdziwego Polaka było więc zawierzenie Matce Najświętszej, i to „bez granic". W jego przekonaniu przy udziale Tej, która sama nie podlegała złu, najłatwiej jest zwyciężać zło. Tajemnica Niepokalanego Poczęcia, która tak głęboko poruszyła o. Maksymiliana już na studiach w Rzymie, była mocno zakorzeniona w tradycji zakonu franciszkańskiego, począwszy od św. Franciszka, poprzez chociażby Dunsa Szkota, którego intuicja teologiczna, że Maryja jest preredempta, czyli odkupiona ze względu na przyszłe zasługi Jej Syna, mimo iż dziedzictwo grzechu pierworodnego dotyczy całej ludzkości, po wiekach została przyjęta w fońnule dogmatycznej.

W Rzymie w 1917 r. odbył się pochód masonerii przeciwko papieżowi. Maksymilian wówczas kleryk zastanawiał się, jak nań zareagować, ta myśl spędzała mu sen z powiek, wiedział, że nie wolno pozostawać biernym. Z kilkoma klerykami założyli Milicję Niepokalanej, Militia Immaculatae. Maksymilian nawiązał do ogłoszonego cztery lata wcześniej dogmatu o Niepokalanym Poczęciu, do objawień z Lourdes i do nawrócenia Żyda Ratisbonne za przyczyną cudownego medalika Niepokalanej z rue du Bac w Paryżu. Rozpowszechnianie medalika (wraz z modlitwą) jako jeden z podstawowych środków apostolskich nazywał w popularnej wówczas terminologii militarnej „kulką" Milicji Niepokalanej. Pomnik stojący dzisiaj przed sanktuarium w Niepokalanowie przedstawia Świętego z wyciągniętą dłonią w geście dawania medalika. Stowarzyszenie, zwane dziś Rycerstwem Niepokalanej i obejmujące również świeckich, ma za zadanie „zdobyć cały świat dla Niepokalanej".

Gdy Maksymilian przyjechał po studiach do Krakowa, rozpoczął wydawanie „Rycerza Niepokalanej". Klasztor w Krakowie wkrótce okazał się dla niego za ciasny i prowincja! pozwolił mu przenieść się do Grodna. Tam Rycerstwo przyjęło się szybko i zdobyło wielu nowych zwolenników. Ale i w Grodnie nie mogli się pomieścić, Maksymilian szukał większego klasztoru, który mógłby służyć tylko jednemu celowi: zdobywaniu dusz dla Niepokalanej. Okazja nadarzyła się, gdy wspomniany już książę Drucki-Lubecki był gotów sprzedać, a później oddać pod pewnymi warunkami i wreszcie bez warunków teren w Niepokalanowie.

Na archiwalnych zdjęciach można obejrzeć, jak przybywa budynków klasztornych. Po kaplicy stanęła hala maszyn, które przywieźli z Grodna. Bracia zamieszkali we wspólnej sali. Do dziś można oglądać pierwszą celę ojca Maksymiliana, z prostym łóżkiem, biurkiem i miednicą. Przybywało braci zakonnych, ich liczba doszła do czterystu, ale kapłanów było mało, najpierw dwóch, potem czterech (drugim był rodzony brat o. Maksymiliana, Józef, czyli o. Alfons Kolbe, który go zastąpił po jego wyjeździe w lipcu 1930 r. do Japonii; ten pełen niezwykłej energii kapłan już w grudniu zmarł na bagatelną dolegliwość: na wyrostek). Bracia zdobywali wszelkie zawody. Dynamicznie rozwijający się klasztor był największy w świecie, nie mówiąc o wspólnocie zakonnej, która tuż przed wojną sięgała wraz z kandydatami siedmiuset młodych ludzi. Gdy św. Maksymilian zmarł w obozie, najstarsi mieli po czterdzieści parę lat. Jaka to była wielka siła rąk i moc ducha! Cechowały ich duże samozaparcie, pracowitość i pobożność. O. Maksymilian wpajał im ducha modlitwy i ofiary. Czuwał nad pogodą ducha wśród braci. Autorytet miał ogromny, nie musiał uciekać się do nakazów i zakazów, wystarczała sama jego obecność i zapobiegliwość.

Męczeńska śmierć o. Maksymiliana w obozie potwierdziła tę wielką silę duchową, jaka przejawiała się już w jego apostolstwie: postawiła kropkę nad „i".

Niepokalanowska straż

Na starych zdjęciach: praca drukarska braci, ekspedycja... W kaplicy, w bibliotece, w ogrodzie, w administracji, krawczarnia, kuchnia, tzw. dział figurkowy, własna elektrownia, kuźnia, pralnia, spacery uczniów założonego w 1929 r. niższego seminarium do Kampinosu (dzisiaj uczniów jest ok. 80)... Ponieważ zgłaszało się wielu kandydatów, należało rozbudowywać klasztor. O. Maksymilian był świadom konieczności przeróbek, budował więc z materiałów nietrwałych: drewniany zrąb budynków był wypełniony żużlem i z zewnątrz otynkowany. Ponieważ było dużo materiałów łatwopalnych i należało chronić magazyny papieru i książek, powstała inicjatywa założenia straży pożarnej najpierw dla własnych potrzeb. Szybko okazało się, że straż jest potrzebna w całej okolicy. Niepokalanowska straż służy do dzisiaj, zjednując braciom ogromny szacunek mieszkańców województwa. Nie tylko gaszą pożary, ale interweniują przy wszelkich wypadkach: wydobywają topielców, przecinają strzaskane samochody. Do służby w straży braci nie trzeba zachęcać, zawsze podchodzą do tego z zapałem ciągnie o. Gwardian. Są dwie drużyny: 28. starszych, czyli zakonników, i 24. uczniów niższego seminarium. Wzywani bywają nawet kilka razy w ciągu dnia. W porze burzowej, gdy częściej zdarzają się pożary, wyjeżdżają nawet trzy ekipy naraz. Dzięki pomocy komendy wojewódzkiej zakupiliśmy dobry samochód. Zaletą straży niepokalanowskiej jest to, że może wyruszyć w ciągu 2-3 minut i potrafi ugasić pożar, zanim przybędą inne straże. Młodzi ludzie są sprawni, a przede wszystkim odważni. Przełożeni wpajają im, że ich odwaga może dojść nawet do heroizmu, przecież nie mają rodzin... Jeden z zakonników został zalany gorącą smołą wspomina o. Paczóski ten był wyjątkowo odważny, społeczność Teresina nazwała jego imieniem jedną z ulic. Nawet w czasach komunistycznych niepokalanowska straż była wielkim atutem zakonników, bo trudno nie uznać tak pożytecznej działalności społecznej. Samemu zakonowi straż stała się mniej potrzebna: władze w 1952 r. zamknęły drukarnię i wydawnictwo, zarekwirowały maszyny drukarskie, a nowe budynki nie są łatwopalne.

Zobaczcie, jak się pracuje

O. Paczóski przybył do Niepokalanowa w 1949 r., osiem lat po śmierci założyciela. Wtedy wiele szczegółów z życia świętego nie było jeszcze znanych. Wiedziano, że zmarł śmiecią heroiczną. Starsi bracia wspominają, że mimo tylu zajęć, znajdował dla nich czas i miał z nimi łatwy kontakt. Wspólnota nie utrzymałaby się a jej działanie nie byłoby skuteczne, gdyby opierała się na drylu. O. Maksymilian miał swoiste ciepło w sobie. Myślałem, że on się mato uśmiechał mówi o. Paczóski. Przy organizowaniu wystawy okazało się, że uśmiecha się na większości zdjęć. Zresztą papież Paweł VI zaliczył go do trzech ludzi o największej pogodzie ducha: oprócz św. Filipa Nereusza i św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Bo męczeństwo w Auschwitz sprawiło, że wytworzył się obraz św. Maksymiliana jako cierpiętnika. Owszem, był chory, nie miał płuca... Chorobę także uważał za środek apostolstwa. Często głosił w konferencjach i to jest powtarzane u nas w infirmerii, że stanowi ona jeden z najważniejszych „działów" (bo klasztor został przez o. Maksymialna podzielony na działy), gdzie świadomym przeżywaniem cierpienia można najwięcej uczynić dla królestwa Bożego.

Gdy kiedyś jako prowincjał wizytowałem klasztor, jedynym miejscem, w którym w ogóle nie narzekano, była infirmeria śmieje się o. Gwardian. Do naszego „szpitalika" chodzi się bez przymusu, żeby miło pogawędzić.

O. Maksymilian przywiązywał ogromną wagę do sumiennego wykonywania obowiązków. Nie jest ważne, by dokonywać wielkich czynów, nieważny jest rodzaj pracy, lecz jej jakość: czy to w kuchni, w infirmerii, czy przy kolportażu. Ważne, by być rzetelnym, punktualnym, cierpliwym i dokładnym. W klasztorze nie było rygoru, ale zawsze panowała umotywowana dyscyplina. Oczywiście nie chodziło o pracę dla pracy, lecz o poświęcenie wszystkiego Niepokalanej. O świadomość, że każdy moment jest dla Niej, a przez Nią dla Najświętszego Serca Jezusowego i dla zbawienia dusz. W naszej bazylice (która w tym roku obchodzi pięćdziesięciolecie) wszystko jest wykonane przez braci. Proszę zobaczyć: jak jest wykończona stolarka, jak elementy marmurowe! Te piękne drzwi z kasetonami poświęconymi maryjnym sanktuariom świata... Ponoć w czasach komunistycznych jeden z wysokich notabli miał powiedzieć do swoich podwładnych: Jedźcie do Niepokalanowa, zobaczcie, jak się pracuje.

W pracowni rzeźbiarskiej można podziwiać artystyczne dzieła. Wśród gipsowych modeli oraz rzędów małych i dużych drewnianych posągów, jak w gabinecie figur woskowych, gawędzimy ze starszymi braćmi Maurycym i Ablem.

Sława i podziw

Św. Maksymilian w klasztorze-wydawnictwie nie przewidywał przyjmowania pielgrzymów. Teraz jest i parafia, która wpływa na charakter sanktuarium (o. Maksymilian zwykł powtarzać słowa św. Jana Vianneya: „Jeśli proboszcz jest święty, to parafianie bardzo dobrzy, jeśli proboszcz bardzo dobry, to parafianie dobrzy, jeśli proboszcz dobry, to parafianie źli. Na zewnątrz u innych będzie zawsze o stopień niżej od tego, co sami posiadamy".) Już za życia o. Kolbego sława i podziw dla tego franciszkańskiego zakonnika przyciągały do Niepokalanowa ciekawych gości. Wśród odwiedzających byli (na archiwalnych fotografiach): kard. Kakowski w serdecznym geście z o. Maksymilianem, ambasador Francji, japoński minister, który przyjął chrzest; nuncjusz apostolski abp Filip Cortesi; przełożony generalny z Rzymu, któremu udało się wyjechać ostatnim pociągiem przed wybuchem wojny; bp Gawlina, kard. Hlond, prezydent Mościcki.

Kiedy po wojnie zamknięto zakonnikom wydawnictwo, całą energię skierowali na rozpoczętą w 1948 r. budowę kościoła. Dla przybywających ludzi urządzili wystawę o o. Maksymilianie i Panoramę Tysiąclecia, która przedstawia historię Kościoła i Polski. Do dzis pełni ważną rolę wychowawczą, ewangelizacyjną i patriotyczną, zwłaszcza dla młodych ludzi. Kiedyś przybył tu kard. Pironio, pod koniec swojej wizyty w Polsce mówi o. Paczóski. Po obejrzeniu Panoramy powiedział: szkoda, że tego nie widziałem na początku mojej wizyty, inaczej bym mówił do Polaków.

Najstarsza kaplica Niepokalanowa zostanie wkrótce oddana do użytku pielgrzymów, żeby mogli tu znaleźć bardziej przytulną atmosferę, niż w wielkiej bazylice. Ta kaplica będzie naszym centrum sanktuaryjnym o. Gwardian przekrzykuje glos miota pneumatycznego. Wystawa została przeniesiona stąd do nowego budynku, tego samego, w którym na górze mieści się redakcja „Rycerza Niepokalanej".

Niedawno udostępniono pielgrzymom drugą celę o. Maksymiliana: późniejszą, która służyła mu po powrocie z Japonii, czyli od roku 1936 aż do chwili aresztowania przez gestapo 17 lutego 1941 r. Jak mówią starsi bracia, rzeczy są te same, co za czasów o. Maksymiliana. Gdy tu mieszkał, do niezbędnych przedmiotów codziennego użytku zaliczał: figurę Niepokalanej, globus i telefon nieodłączne atrybuty jego biurka. Dawniej nie było jedynie szafy, ale habit jest ten sam, który wrócił z Pawiaka. Bo o. Kolbego wywieziono najpierw na Pawiak, a w lipcu do Auschwitz, gdzie poszedł na śmieć głodową i został dobity zastrzykiem z fenolu. W celi wśród kilku pamiątek znajduje się teczka z pieczątką i numerem Rajmunda Kolbe 7620 z Pawiaka, „zwrócona przez Zarząd Więzienia 7 lipca 1941 r.".

Po drodze na wystawę o ojcu Maksymilianie mijamy miejsce, gdzie ojcowie franciszkanie przewidują budowę osobnego pawilonu na samochody, którymi jeździł Jan Paweł II podczas swoich pielgrzymek do Ojczyzny. Ojciec Święty powiedział, że o. Maksymilian jest mu bardzo bliski, a jego czyn heroiczny znany na całym świecie mówi o. Gajda. Oto sala przewidziana na muzeum Świętego.

Wystawa gromadzi pamiątki ze studiów o. Kolbego w Kolegium św. Bonawentury w Rzymie: dyplom doktorski z Gregorianum z podpisem Polaka, kard. Ledóchowskiego, ówczesnego generała jezuitów, dokumenty fundatora Niepokalanowa, pamiątki z Japonii, figurę o. Maksymiliana z kanonizacji na Placu św. Piotra w Rzymie...

Punkcikami na mapie zaznaczono 36 krajów świata, w których istnieje Rycerstwo Niepokalanej zrzeszenie międzynarodowe, liczące około 2, 5 miliona ludzi: bardzo się rozpowszechniło na terenie Ameryki Łacińskiej, Afryki w Kenii, Zambii i Tanzanii; w Indiach, w Korei, na Filipinach i w Australii. Kult św. Maksymiliana szerzy się na Białorusi. Centrum Rycerstwa stanowi tutejszy tzw. Lasek. W niektórych polskich diecezjach stowa

rzyszenie na nowo przeżywa swój rozwój: Kielce, Toruń i Gdańsk to dzisiaj najbardziej dynamiczne ośrodki. Po wojnie nazwa Milicja Niepokalanej okazała się niezręczna. tłumaczy o. Gwardian. Nowa nazwa też brzmi archaicznie. Dlatego Rycerstwo od strony zewnętrznej bywa niekiedy trudne do zaakceptowania. Stowarzyszenie to było wyjątkowo nielubiane przez komunistów. Jeśli nawet można było pisać o Trzecim Zakonie św. Franciszka, to cenzura zawsze skreśłała choćby najmniejsze wzmianki o Rycerstwie.

Centrum Rycerstwa jest w Rzymie, a duży ośrodek znajduje się w Padwie. Tam też zaczął się proces beatyfikacyjny o. Kolbego, gdy było to niemożliwe w powojennej Polsce (potem była Japonia, Warszawa i Kraków). W Stanach Zjednoczonych jest Marytown, rozwija się „Niepokalanów" brazylijski, Jardina da Immaculada, gdzie od 23. lat istnieje polska misja franciszkańska. W Brazylii członkinie Rycerstwa pracują w szpitalach jako wolontariuszki. W Japonii dzieło o. Maksymiliana trwa nadal. Najsławniejszy na tamtym terenie był brat Zenon Zebrowski, który roztoczył opiekę nad pokrzywdzonymi przez bombę atomową. W krajach, gdzie istnieje Rycerstwo, ukazuje się też „Rycerz Niepokalanej".