święci

Mirosław Paciuszkiewicz SJ
Św. Andrzej Bobola

Najprościej byłoby zacząć w ten sposób: Św. Andrzej Bobola urodził się dnia... Ale dnia do dziś nie ustalono, nie zachowała się bowiem metryka. Z pewnością można stwierdzić co najwyżej, że przyszedł na świat między sierpniem a grudniem 1591 roku. Wiele danych przemawia za tym, że miejscem jego urodzenia jest Strachocina koło Sanoka.

W 1611 roku, po ukończeniu kolegium jezuickiego w Braniewie, gdzie należał do Sodalicji Mariańskiej, wstąpił do nowicjatu Towarzystwa Jezusowego w Wilnie. Po dwóch latach, 31 lipca 1613 roku, złożył śluby zakonne. Przeniósł się do pobliskiego Kolegium Akademickiego, gdzie przez trzy lata studiował filozofię. Egzamin z całości filozofii zdał w miarę dobrze, co uprawniało go do podjęcia studiów teologicznych. Nie został jednak dopuszczony do publicznej obrony tez filozoficznych, w celu uzyskania stopnia magistra.

Po dwuletniej praktyce pedagogiczno-dydaktycznej - najpierw w kolegium w Braniewie, a następnie w Pułtusku - rozpoczął studia teologiczne. Egzamin końcowy w maju 1621 roku wypadł pozytywnie, jednak nie dopuszczono Andrzeja do obrony tez teologicznych, dzięki której mógłby uzyskać stopień licencjata i ewentualnie podjąć karierę naukową.

Data święceń kapłańskich Boboli w Wilnie - 12 marca 1622 roku - zbiegła się z doniosłą uroczystością w Rzymie, gdzie w tym właśnie dniu odbyła się kanonizacja Ignacego Loyoli i Franciszka Ksawerego, można by rzec patriarchów zakonu jezuitów; a także Izydora Oracza, Teresy od Jezusa i Filipa Nereusza.

Wkrótce po tym radosnym przeżyciu przyszło jednak bolesne doświadczenie. W dniu 26 lipca 1622 roku przystąpił Bobola do egzaminuad gradum - z całości nauk filozoficznych i teologicznych, który miał stanowić ukoronowanie siedmioletnich studiów. Egzamin wypadł po prostu fatalnie. To jeszcze jedna zagadka w życiu Boboli. Przecież dotychczasowe wyniki były znacznie lepsze.

1 września 1622 roku Bobola rozpoczął w Nieświeżu tzw. trzecią probację, pod kierunkiem Filipa Frisiusa, doktora teologii. Tenże instruktor pod koniec roku napisał opinię, która na szczęście zachowała się i stanowi ważne źródło naszej wiedzy o Andrzeju. Z informacji wynika, że Bobola odbył wszystkie przepisane próby. W ciągu roku wykazywał wiele energii i pasji w pracy nad wykorzenieniem wad i zdobywaniem cnót. Instruktor zanotował przede wszystkim wyraźny wzrost miłości bliźniego, prostoty i otwartości w postępowaniu, umiłowania ubóstwa i przywiązania do zakonu. Pozytywnie ocenił jego ducha modlitwy, pokorę, posłuszeństwo, skromność i zachowanie reguł.

A jakie braki zauważył? Otóż łatwe wybuchy zniecierpliwienia, ledwie przeciętne opanowanie sfery uczuciowej, zbyt silne jeszcze odzywanie się zmysłowości, przejawiające się zapewne w upodobaniu do nadmiernego jedzenia i picia, co charakteryzowało ówczesną szlachtę polską. Mimo to rektor kolegium, Alandus, uznał go za jednego z najlepszych członków probacji.

Po trzeciej probacji duszpasterzował Bobola w różnych ośrodkach. W Nieświeżu był gorliwym rektorem kościoła i misjonarzem ludowym; w Wilnie, w latach 1624- 1630, ofiarnym moderatorem Sodalicji Mariańskiej mieszczan. Sodalisi, których liczba nieustannie rosła, nie tylko przyczyniali się do uświetniania nabożeństw i procesji, ale także z oddaniem pracowali w szpitalach, przytułkach i więzieniach. Dokonywali wprost heroicznych czynów w dniach głodu i epidemii, jakie nawiedzały Wilno. Na pewno działał przykład moderatora kongregacji.

W czasie pobytu Andrzeja w Wilnie w sposób wręcz dramatyczny - przez trzy i pół roku - dojrzewała sprawa jego publicznej uroczystej profesji. Prowincjał litewski, Jan Jamiołkowski, domagał się dla Boboli profesji nie trzech, ale czterech ślubów, mimo że nie zdał egzaminuad gradum. Korespondencja w tej sprawie pokazuje, jaką opinią cieszył się Andrzej Bobola. Zgodnie zwracano uwagę na jego bystry umysł, dobre wykształcenie, trzeźwość sądu, zdolności kaznodziejskie ponad przeciętną miarę, zdolności administracyjne i wielki dobroczynny wpływ, jaki wywierał na ludzi. Mimo to ówczesny przełożony generalny zakonu, Vitelleschi, postawił jeszcze pewne wymagania. Polecił, żeby prowincjał wytknął Andrzejowi jego ujemne strony charakteru i zachęcił go do pracy nad ich usunięciem. Chodziło bowiem o upór Andrzeja i jego skłonność do nagłych wybuchów zniecierpliwienia. Ze względu na tę wadę prepozyt Nowacki uznał Andrzeja za niezdatnego do nauczania w szkołach i piastowania urzędu przełożonego. Otrzymał więc Andrzej od przełożonych konkretne zadania na całe życie. Podejmował zapewne wiele wysiłków, żeby opanować gwałtowne cechy swego usposobienia. Należy sądzić, że dobre były wyniki tych zmagań, skoro generał ostatecznie dopuścił go do profesji czterech ślubów. Uroczystość odbyła się 2 czerwca 1630 roku w kościele Św. Kazimierza w Wilnie. Chyba jednak zastrzeżenia prepozyta Nowackiego przestały być aktualne, skoro przez wiele lat pełnił Bobola funkcje, do których - przynajmniej czasowo - miał być niezdatny. Został i przełożonym, i moderatorem Sodalicji, i kierownikiem szkół. A jego posługę przełożeni przyjmowali z zadowoleniem i uznaniem. Ludzie, wśród których pracował, darzyli go zaufaniem i miłością, i to zarówno szlachta, jak i prosty lud.

Od 1630 roku pracował kolejno w Bobrujsku nad Berezyną, w Płocku, Warszawie, znowu w Płocku, w Łomży, w Pińsku, w Wilnie i znowu w Pińsku.

Latem 1652 roku przybył Bobola po raz drugi do Pińska, gdzie z niedługimi przerwami przebywał do końca swego życia. Urządzał wyprawy misyjne w okolice między Pińskiem a Janowem Poleskim. Docierał do ludzi najbardziej opuszczonych, którzy mieli niemal zerową świadomość przynależności religijnej. Nie znali podstawowych prawd chrześcijańskich. Za to ulegali przesądom i zabobonom. Nauczał ludzi katechizmu, wskazywał, jak mają żyć, udzielał chrztu, często dorosłym ludziom, łączył pary małżeńskie sakramentalnym węzłem, spowiadał, udzielał Komunii świętej. Nic dziwnego, że prawosławni nazywali go „duszochwatem", a katolicy „łowcą dusz" i „apostołem Pińszczyzny". Przemawiała do ludzi pobożność, przejawiająca się przede wszystkim w czci, jaką Andrzej Bobola oddawał Chrystusowi w Najświętszym Sakramencie. Wielu już wtedy nazywało go świętym. Ale też rosła niechęć, a nawet nienawiść do niego ze strony braci prawosławnych. Dlaczego?

Kto czytał Sienkiewiczowską Trylogię, pamięta, do jakiej straszliwej próby doszło na naszych wschodnich Kresach w połowie XVII wieku. Kto zna historię Rusi, orientuje się, dlaczego do niej doszło. Krzyżowały się tam wpływy polskie i moskiewskie, dążenia do jedności i przeciwnie - do zerwania z Rzymem. Łacińska kultura Polski pociągała szlachtę ruską. Prawosławie poczuło się zagrożone. I wtedy kler prawosławny znalazł sprzymierzeńca w Kozakach, których zaczęto pasować na swojego rodzaju krzyżowców. Taka rola imponowała hetmanowi Kozaczyzny ukraińskiej Piotrowi Konaszewiczowi, zwanemu Sahajdacznym. Podobnie Bohdanowi Chmielnickiemu, który przypuszczalnie bez przekonania, głównie ze względów taktycznych, obronę prawosławia - a co za tym idzie, bezwzględną walkę z Unią Brzeską - uznał za cel swego buntu przeciw Państwu Polskiemu. W rzeczywistości wypowiedział wojnę nie tylko katolicyzmowi, ale i możnowładcom Zadnieprza, gdzie - trzeba przyznać - panowały niezdrowe stosunki społeczne. Tak więc obok czynnika społecznego i politycznego wyraźnie zacząt występować trzeci motyw - religijny. Gdy w roku 1654 Chmielnicki poddał się Moskwie, ona właśnie przyjęła rolę „obrońcy Cerkwi prawosławnej" przed „uciskiem polskim". Hierarchia prawosławna nie przewidywała, że w ten sposób na całe wieki straci swoją niezależność.

Tymczasem ziemie za Dnieprem niszczono „ogniem i mieczem". Ginęły tysiące niewinnych ludzi - zarówno unitów, łacinników, jak i prawosławnych. Szczególnie jednak dzieje katolicyzmu na ziemiach ruskich w tym czasie to jedno wielkie martyrologium. Prawie wszystkie świątynie katolickie i klasztory zburzono. Ginęli franciszkanie i dominikanie. Głównie jednak Kozacy występowali przeciw unii i jezuitom.

Za szczególnie groźnego uznano tego, który należał do najgorliwszych apostołów Pińszczyzny. Kozacy schwytali go w okolicy Janowa i zaczęli „nawracać" na wiarę prawosławną. Gdy namowy i groźby nie odnosiły skutku, obnażyli go, przywiązali do płotu i skatowali nahajkami, potem odwiązali i bili po twarzy, wskutek czego postradał kilka zębów. Następnie związali mu ręce, umieścili między dwoma końmi, do których go przytroczyli i ruszyli do Janowa. Kiedy Bobola opadał z sił, popędzali go nahajkami i lancami, po których pozostały głębokie rany. W ten sposób doprowadzili umęczonego człowieka na rynek janowski, a następnie do szopy, która służyła za rzeźnię. I tam dokonało się jedno z najstraszliwszych męczeństw w dziejach chrześcijaństwa. Było to 16 maja 1657 roku.