święci

Św. Benedykt
Jan Gać

Aby pełniej zrozumieć znaczenie dokonań św. Benedykta, który walnie przyczynił się do chrystianizacji i ucywilizowania Europy, należy postrzegać tę postać w dwóch wymiarach: w wymiarze złożoności czasów, w jakich przyszło mu żyć, i w wymiarze przemian, jakie dokonywały się w Europie w kolejnych stuleciach po jego śmierci, przemian zachodzących również pod wpływem jego reguły oraz ruchu monastycznego zrodzonego z tej duchowości.

Pierwsza połowa VI wieku na Zachodzie - w odróżnieniu od bizantyjskiego Wschodu - to okres przejściowy, kiedy stary świat dochodził kresu, a nowy się jeszcze nie ukształtował. Czasy przełomu są zawsze trudne, tym bardziej że nowe rodziło się w grabieży, rozlewie krwi, gwałcie i bezprawiu. Anarchia sparaliżowała życie polityczne Italii, wywróciła jej porządek społeczny, zrujnowała gospodarkę, prawie unicestwiła życie kulturalne i intelektualne. Ze sceny dziejów schodziła cywilizacja, której fundamentem i wykładnią było tysiącletnie państwo rzymskie, najbardziej demokratyczne ze wszystkich imperiów świata antycznego, państwo zbudowane na prawie i praworządności, któremu nieobce były wartości nadrzędne. Od ponad dwustu lat związało ono swój los z chrześcijaństwem. Teraz, w V i VI stuleciu - zestarzałe, pozostawione samo sobie, odkąd cesarz przeniósł się z dworem nad Bosfor - zostało wydane na ataki barbarzyńców. Plemiona germańskie przekraczały granice na Renie i Dunaju i grabiły, co jeszcze pozostało do wzięcia. Ludność miast rzymskich uchodziła w lasy Apenin i na bagna laguny weneckiej. Mało kto uprawiał rolę. Do portów nie przybijały navis oneraria z Egiptu i Afryki prokonsularnej wyładowane zbożem. Głód i choroby wyniszczały ludność. Tylko w niektórych ośrodkach, jak Rzym czy Mediolan, ktoś jeszcze zajmował się literaturą, filozofią i prawem. Niepielęgnowany język - klasyczna łacina - ulegał wulgaryzacji.

Czyżby czasy miały dochodzić pełni? Czy przyobiecany Chrystus stał już we drzwiach? Wielu tak sądziło. Byli jednak i tacy, którzy odrzucali pokusę biernego oczekiwania na kres, skoro na Półwysep Apeniński falami napływały nowe ludy, dzikie i nieokrzesane, które pragnieniem chrztu i dołączenia do rodziny ludów cywilizowanych zadawały kłam apokaliptycznym nastrojom. Bo jak może Chrystus już teraz przyjść powtórnie, skoro Jego Ewangelia nie dotarła jeszcze na krańce ziemi? Przecież dopiero wtedy miał nastąpić koniec. Wielu ludzi próbowało zignorować ów wszechogarniający chaos, odnajdując pokój we własnym wnętrzu i poszukując sensu życia w głębszym zespoleniu duszy z Bogiem. Ignorować świat to usunąć się z niego, obierając życie na pustkowiach, z dala od zgiełku i zepsucia.

Zauważalny już w III wieku w Egipcie fenomen porzucania miast na rzecz pustyni z pobudek religijnych objawił się również w Italii. Rzesze mężczyzn podejmowały mniszy sposób życia w pojedynkę lub w małych grupach, luźnych, często niezdyscyplinowanych, bez uregulowanych zasad współżycia, a jeśli już, to wzorowanych na doświadczeniach docierających na Zachód od pustelników Kapadocji, Palestyny, Synaju i Egiptu.

W tej liczbie znalazł się i młody patrycjusz Benedykt z Nursji w Umbrii, który zrażony zepsuciem Rzymu, dokąd został wysłany przez rodziców po nauki, porzucił świat i zaszył się w leśnych ostępach Subiaco, obierając za mieszkanie jedną z okolicznych grot. Posłuszny ewangelicznemu wezwaniu skierowanemu przez Jezusa do bogatego młodzieńca, by sprzedał wszystko, co ma, rozdał swoje dobra ubogim i poszedł za Nim, przez całe lata oddawał się modłom, medytacji i postom.

Z fragmentarycznych zapisów hagiograficznych, które na jego temat zostawił papież Grzegorz Wielki w Dialogach, Benedykt jawi się jako człowiek z jasną wizją przemiany świata, tyle że zapoczątkowanej przemianą siebie samego, uporządkowaniem własnego wnętrza i ułożeniem we właściwych relacjach spraw między człowiekiem i Bogiem. Dopiero tak uformowany człowiek może otworzyć się na drugiego, na sąsiada, najbliższe otoczenie, na społeczność, by ją przemienić.

W pierwszym okresie uporządkowanego życia pustelnik z Subiaco ani myślał porzucać pustelni na rzecz wspólnoty. Do tej nowej roli zmusił go rozgłos o jego świętości i cnotach, co przysporzyło mu adeptów, do tej pory w pojedynkę próbujących wspinać się po szczeblach doskonałości. Jak wielcy Ojcowie Pustyni Benedykt stał się ofiarą własnego odosobnienia. Nie mógł dłużej ignorować mnichów gromadzących się wokół. Musiał przychylić się do ich próśb i objąć nad nimi opiekę duchową, a ta wymagała ułożenia zasad współżycia w grupie. Potrzeba ta zmusiła Benedykta do zredagowania reguły, właśnie zredagowania już istniejącej, a nie stworzenia nowej. Odwoływał się do myśli Jana Kasjana, mnicha z Prowansji, którego pisma o zasadach życia monastycznego na początku V wieku były szeroko znane. Częściowo nawiązywał do duchowości Bazylego Wielkiego, którego doświadczenie wyniesione ze wspólnot zakonnych Wschodu było szeroko komentowane na Zachodzie. Owe wpływy nie pomniejszają zasług doświadczenia samego Benedykta. To one, z uwzględnieniem mentalności mnichów zachodnich, stały się podstawą opracowania całkowicie oryginalnej konstytucji życia mniszego we wspólnocie, która wpisała się w chrystianizm zachodni i obowiązuje po dziś dzień. Ojej popularności zadecydowało wiele czynników, w dużej mierze i ten, że reguła jest bardzo praktyczna i uwzględnia naturalne potrzeby człowieka, pozwalając mu rozwijać talenty nawet we wspólnocie mniszej, przy czym w żaden sposób nie przysłania celu zasadniczego - doskonalenia się duchowego w celu osiągnięcia zbawienia. Cenobium, klasztor, raonaster miał być mieszkaniem wspólnoty braterskiej oddanej modlitwie, pracy, studiom i odpoczynkowi. Na cztery części dzielił się więc każdy dzień mnichów przy uwzględnieniu proporcji. Modlitwie rozpisanej na godziny i liturgii były poddane wszystkie inne zajęcia. Przez pracę rozumiano pracę fizyczną w polu, w warsztacie, przy budowie kościołów, dróg i mostów, przy melioracji nieużytków. Każdy bowiem klasztor miał być samodzielną jednostką zdolną wyprodukować wszystko, co niezbędne do własnego utrzymania. Konieczność kształcenia wyzwoliła u zakonników zdolności literackie, lingwistyczne, filologiczne, kaligraficzne - te, które miały związek z pismem, wpierw odręcznym, a po wiekach także drukowanym.

Na czele wspólnoty stal obierany dożywotnio opat, mąż pobożny, cieszący się uznaniem, autorytetem i powagą, ktoś, kto miał być nie tylko przełożonym, lecz jako ojciec wspólnoty niejako miał zastępować samego Chrystusa. Na jego ręce zakonnicy składali ślub posłuszeństwa, a ono zyskiwało rangę cnoty, bo pozwalało ćwiczyć się w pokorze. Reguła nie zezwalała zakonnikom na zmianę miejsca pobytu, co miało oprócz innych i tę zaletę, że ograniczało liczbę mnichów-wagabundów żyjących na własną rękę, niekiedy ku zgorszeniu wiernych.

Karne, doskonale zorganizowane wspólnoty zakonne benedyktynów dzielące czas między modlitwę i pracę (postrzeganą również jako modlitwa) szybko rozprzestrzeniły się na całą Italię i stały się zaczynem odnowy życia religijnego i ośrodkami przysposabiającymi osiadłe już ludy barbarzyńskie do życia w warunkach cywilizacji.

Zmarły w 547 roku Benedykt zdążył założyć trzy klasztory: w Terracina, w Subiaco i - najważniejszy - na szczycie wyniosłej góry ponad antycznym miastem Cassinum. Opactwo na Monte Cassino, miejsce wiecznego spoczynku patriarchy, uchodzi za ośrodek, skąd rozprzestrzeniła się obserwancja benedyktyńska i idea zakładania nowych fundacji według reguły Benedykta.

A był to posiew o cechach fenomenu, odkąd papież Grzegorz Wielki wysłał w 596 roku grupę mnichów na misje do Anglosasów. Przyjmowane przez lokalnych władców chrześcijaństwo bardzo szybko utwierdzało się na brytyjskich wyspach dzięki pracy benedyktynów. Co więcej, to benedyktyni z wysp, sami ledwie ochrzczeni, z gorliwością neofitów przedostawali się na kontynent, by podjąć dzieło misyjne wśród Fryzów i Germanów. W VIII wieku na obszarach zamieszkanych przez plemiona germańskie można się doliczyć sześćdziesięciu opactw. Ale i na ziemiach Franków, na wizygockim Półwyspie Pirenejskim, a także w samej Italii wznoszono w tym samym czasie dziesiątki nowych klasztorów, które pełniły rolę centrów misyjnych i cywilizacyjnych.

Do Polski benedyktyni przybyli wraz z chrześcijaństwem, chociaż nie można wykluczyć pewnych sugestii źródłowych przemawiających za tym, że synowie św. Benedykta zjawili się u Polan nawet przed chrztem Mieszka. Podobnie jak w pozostałych częściach Europy, tak i na ziemiach plemion polskich celem ich pobytu była praca misyjna i działalność cywilizacyjna. Niebawem ogarnęła ona Skandynawię, krainy zajęte przez Madziarów, podbitą przez krzyżowców Palestynę. Benedyktyni stanowili awangardę chrystianizacji i odnowy życia kościelnego. Nieustraszeni, niekiedy świadomie szukający męczeństwa, szli tam, dokąd nikt przed nimi nie zaniósł jeszcze Dobrej Nowiny. A jeśli Kościół wymagał naprawy, jak w X i XI stuleciu, byli jej zaczynem.

Na wewnętrznej ścianie, nad głównym portalem odbudowanej po bombardowaniach bazyliki na Monte Cassino, współczesny nam artysta umieścił gigantyczny fresk - apoteozę patriarchy Zachodu. Otaczają go nieprzebrane tłumy mnichów, duchownych, biskupów, papieży, książąt, królów i cesarzy - błogosławionych i kanonizowanych - których życie uformowała duchowość benedyktyńska, pozwalając im wznieść się na szczyty doskonałości..